Znana brytyjska stacja celowo podtrzymywała strach w swoich mediach.

BiBiSi (nazwa zmieniona celowo) współuczestniczyło w kampanii strachu, która pomagała utrzymać Wielką Brytanię w zamknięciu. Znana brytyjska stacja TV traktowała walkę z wirusem jak wojnę – niestety te haniebne działania od początku skierowane były na tych… będących odmiennego zdania.

Nie chodziło o naukę, tylko o politykę. Było to oczywiste, gdy tylko rząd zaczął mówić o podążaniu za nauką, jak gdyby była ona stałym elementem prawdy objawionej. Nikt, kto wie cokolwiek o nauce, nie mógłby tak mówić, chyba że prowadziłby celowo wprowadzającą w błąd kampanię przeciw ludziom. Już sama absurdalność i bezsensowność tak wielu ograniczeń normalnego życia powinna była zdradzić, że ten program został stworzony po to, aby straszyć, a nie informować, i aby wątpliwości lub sceptycyzm wydawały się moralnie nieodpowiedzialne – co jest dokładnie przeciwieństwem tego, czym zajmuje się nauka.

Nowa codzienność.

Masowa akceptacja społeczna dla tych nadzwyczajnie wprowadzanych dyktatów nie była początkowo niczym zaskakującym. Na samym początku uznano to za tymczasową sytuację nadzwyczajną. Czymże jest kilka tygodni z całego życia, jeżeli służy to ochronie siebie i innych. Jednak to trwało i trwało – a im dłużej trwało, tym bardziej ludność zdawała się akceptować to jako nową normę. Nawet wtedy, gdy szkody – zwłaszcza dla młodzieży w sensie edukacyjnym i psychologicznym – stawały się oczywiste, trwało to nadal. Ważne jest, aby spróbować to zrozumieć.
Wzorem dla monumentalnego programu rządowego, w którym siedzenie na ławce w parku lub spotkanie z dalszą rodziną stało się przestępstwem, był naród w stanie wojny.
Kampanie reklamowe, które normalizowały – i wychwalały jako cnotę – akceptację przerażających poziomów izolacji społecznej, były celowo zaprojektowane tak, aby przedstawić kraj jako zmobilizowany we wspólnym wysiłku przeciwko złośliwemu wrogowi. Wszystkie inne względy musiały zostać odsunięte na dalszy plan w heroicznej walce narodu z armią inwazyjną, której celem było zabicie jak największej liczby z nas. A ten wróg był szczególnie podstępny, ponieważ był niewidzialny.

Nikczemny, niewidzialny wróg.

Zagrożenie wynikało teraz z obecności innych ludzi, którzy nosili w swoich ciałach tego nikczemnego agresora. Ponieważ wirus Covid był wrogą, obcą siłą, należało go pokonać za pomocą takich samych technik propagandowych, jakie zastosowalibyśmy wobec obcego państwa. Oczywiście ta analogia była fałszywa. Ten „wróg” nie był istotą czującą, która ma nikczemny plan podboju. Nie miał żadnego celu poza tym, który jest wspólny dla każdego żywego organizmu – przetrwać i powielać się. Nie był zaangażowany w jakąś świadomą walkę o dominację, przed którą nie wolno nam się wzdragać. Tłumienie wszelkich wątpliwości i sprzecznych argumentów jest uzasadnione w czasie wojny, ponieważ może, zgodnie ze słowami amerykańskiej konstytucji, stanowić „pomoc i pocieszenie dla wroga”. W świetle prawa i w żywej rzeczywistości stanowi to zdradę. Ale Covid nigdy nie miał zamiaru ośmielać się nieostrożnymi wypowiedziami w Westminsterze. Traktowanie każdego – nawet Carla Heneghana, profesora medycyny opartej na dowodach z Oxfordu – kto poddaje w wątpliwość oficjalną politykę, jako potencjalnie niebezpiecznego wywrotowca, było po prostu oburzające.

Insygnia władzy w rękach mediów.

Najbardziej niepokojąca była szybkość, z jaką media radiowe i telewizyjne – z bezgranicznym entuzjazmem – ustawiły się w szeregu, gdy powierzono im kluczową rolę w codziennym rozpowszechnianiu władzy państwowej. Jako medium, za pośrednictwem którego przekazywano oficjalne informacje – z, jak wiemy, często mylącymi prognozami modelowymi i nieaktualnymi danymi dotyczącymi liczby zgonów. Media te przeszły z roli publicznych mediów informacyjnych do tego, czym BiBiSi zawsze podkreślało, że nie jest: nadawców państwowych. Od bezinteresownego dziennikarstwa do Prawdy w jednym momencie. Z pewnością obowiązkiem nadawców informacyjnych było przedstawianie tego, co urzędnicy państwowi chcieli powiedzieć krajowi. Ale czy musieli oni zakazywać – a czasem wręcz demonizować – tych, którzy kwestionowali te oceny? Czy musieli przyłączyć się do metaforycznego kamienowania każdego dysydenta – nawet Lorda Sumption, byłego sędziego Sądu Najwyższego – który sugerował, że tłumienie podstawowych wolności jest nie do przyjęcia? Jeżeli ten kryzys jest tak poważny, jak nam mówiono, czy nie jest niezwykle ważne, aby każde źródło wiedzy zostało uczciwie wysłuchane? Czy może pozory jedności uznano za tak istotne, że przeważyły nad wszystkim – nawet czasem nad faktami? Być może najgorszym skutkiem tej bezkrytycznej relacji było to, że ministrowie rządowi, po zmanipulowaniu opinii publicznej do szału niepokoju i potencjalnej winy, znaleźli się w pułapce stworzonego przez siebie narodowego nastroju.

Jak mogliśmy nie przewidzieć nadchodzących konsekwencji? Jak ktokolwiek, kto wychowywał dzieci, mógł nie przewidzieć szkód, które prawdopodobnie powstaną, gdy rozwijające się niemowlęta, rosnące maluchy i wrażliwe nastolatki zostaną pozbawione tego niezbędnego kontaktu z nieznanym światem poza własnym domem? Nie mówiąc już o ohydnym losie starszych pacjentów, którzy musieli umierać w samotności, i o niekończącej się żałobie ich bliskich, którzy musieli przegapić ostatnie chwile, a nawet odmówiono im komfortu pełnego pogrzebu.

Co Wy wszyscy sobie teraz myślicie? Czy możecie nadal spać spokojnie?


Żródło:

About the Author

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

You may also like these